Po znakomitym posiłku i obejrzeniu filmu na wideo położyliśmy się spać. Dom znajdował się na wzgórzu w pewnej odległości od morza. W nocy panowała tam idealna cisza, słychać było jedynie cykanie świerszczy i brzęczenie różnych tropikalnych owadów. Ponieważ sypialnia miała okiennice, nie zamknąłem okien i w pokoju panował cudowny chłód. Miałem za sobą długi dzień, chociaż bardzo przyjemny, zasnąłem więc natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. Wkrótce potem miałem dziwny sen. Znajdowałem się na pasie startowym pod silnikiem odlatującego Boeinga 747. Warkot był tak głośny, że się obudziłem. Przez chwilę zdezorientowany nadsłuchiwałem, ale nie zdziwiła mnie cisza, ponieważ mój sen się skończył. Niestety … tylko przez chwilę było cicho, potem znowu rozległ się „warkot”. Trzęsła się od niego ściana pokoju tuż przy mojej głowie.
Zupełnie już przebudzony, zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje. To nie był odrzutowiec, tylko chrapanie drugiego gościa gospodarzy, którego sypialnia znajdowała się obok mojej. Przewracałem się z boku na bok, nie dało się jednak wytrzymać. Najwyraźniej nasze łóżka ustawione były w podobny sposób – obydwa wezgłowia znajdowały się przy ścianie dzielącej nasze pokoje. Wtedy wpadłem na genialny pomysł. Położyłem się odwrotnie – teraz moje nogi dotykały ściany. Miałem nadzieję, że pozwoli to przynajmniej zredukować przykry efekt wibracji.
Nic nie pomogło. Co robić? Nie miałem waty, zatkałem więc uszy kawałkami chusteczki z ligniny. Bez skutku. Wtedy zrobiłem coś, co robię tylko w ostateczności – wziąłem tabletkę nasenną (jak pamiętacie, pisałem wcześniej, że można to robić w wyjątkowych sytuacjach. No, jeżeli to nie była wyjątkowa sytuacja!?). Czekałem, aż ogarnie mnie senność, ale za każdym razem, gdy byłem już bliski zaśnięcia, narastający ryk rozbudzał mnie zupełnie. Chyba tylko narkoza odgrodziłaby mnie od tego hałaśliwego ryku.
Dodaj